Polecam do poczytania, może, ktoś nie trafił na ten artykuł, może przeoczył, zignorował, nie zauważył a nie wolno!
http://wyborcza.pl/1,75476,11800431,Szampon__plyn_do_podlogi__plastikowy_kubek__co_nas.html?as=1&startsz=x?utm_source
Codzienna kąpiel, mycie naczyń czy zwykłe pranie
narażają nas na kontakt z ponad 20 chemikaliami, które mogą zagrażać zdrowiu.
Zawierają je też środki czystości określane jako "wolne od chemii"
Z ilu preparatów dziennie korzystamy, żeby
pielęgnować ciało i dbać o dom? Rano pasta do zębów, żel pod prysznic, szampon
i odżywka, tonik do twarzy lub pianka do golenia, krem, dezodorant. I dalej:
mydło do rąk, odświeżacze powietrza, proszek do prania, płyn do mycia podłogi,
środek do czyszczenia glazury, fug i do toalety. Wieczorem znów pasta, żel do
kąpieli, krem itd.
Chcemy żyć czysto i przyjemnie. Mało kto się
przejmuje tym, że przy okazji nasze ciało wchodzi w kontakt z co najmniej 20
substancjami potencjalnie zagrażającymi zdrowiu - różnymi parabenami,
ftalanami, bifenylami.
Na ich temat toczy się jednak na świecie coraz
bardziej burzliwa dyskusja - trwa spór o to, czy i jak nam szkodzą. Ich
stężenia w środowisku są za niskie - argumentują sceptycy. Ale za to są one
wszędzie - odpowiadają zaniepokojeni naukowcy. Bo coraz więcej wskazuje na to,
że ta ogromna ilość związków chemicznych trafiających do środowiska zaburza
pracę ludzkiego układu hormonalnego.
W ubiegłym roku osiem organizacji zajmujących się
zdrowiem - zrzeszające m.in. ginekologów, genetyków, endokrynologów -
wystosowało na łamach tygodnika "Science" apel o jak najszybsze
wprowadzenie regulacji prawnych, które utrzymałyby w ryzach to chemiczne
zanieczyszczenie.
Miesiąc temu odezwało się również Brytyjskie
Towarzystwo Endokrynologiczne - najstarsza i największa organizacja zajmująca
się zdrowiem hormonalnym. W specjalnym oświadczeniu szefowie tej instytucji
wyrazili rozczarowanie, że Amerykańska Agencja ds. Leków zlekceważyła wpływ na
zdrowie związku zwanego bisfeno-
lem A. Można go znaleźć niemal wszędzie, m.in. w
plastikowych butelkach, płytach kompaktowych, a nawet w plombach
dentystycznych. Wyniki badań pokazują, że może wpływać na rozwój dziecka, jego
odporność, a nawet sprzyjać powstawaniu niektórych nowotworów.
Niewiele robi różnicę
Termin "endocrinie disruptors", który
można przetłumaczyć jako "hormonalne zaburzacze", pojawił się dopiero
na początku lat 90. ubiegłego wieku podczas jednej z konferencji naukowych.
Opisywał on związki chemiczne, które są bardzo podobne do cząsteczek
naturalnych hormonów, przez co zaburzają pracę organizmu.
Hormony są esencją naszego funkcjonowania,
kontrolują m.in. sen, poczucie zagrożenia, wagę ciała, nastrój, płodność.
Sterują setkami reakcji bezpośrednio lub na zasadzie reakcji łańcuchowej -
jeden hormon pobudza drugi itd. Muszą pracować w idealnej równowadze. Brak
któregokolwiek z nich, nadmiar czy niedomiar, powoduje w ciele ogromne zmiany,
choroby, czasem śmierć.
Jak to z esencją bywa, zazwyczaj potrzeba jej
niewiele, ale to niewiele robi wielką różnicę. Wiadomo na przykład, że maleńkie
zmiany w poziomie hormonów bardzo wpływają na rozwój płodu. Dziennik "The
New York
Times" niedawno przypomniał historię trojaczków
- dwóch sióstr bliźniaczek rozwijających się w łonie mamy razem z bratem. Pod
wpływem produkowanych przez męski płód hormonów bliźniaczki zostały
zmaskulinizowane. Lekarze twierdzą, że jak dorosną, mogą zachowywać się nieco
bardziej agresywnie i ryzykownie niż kobiety, które rozwijały się bez kontaktu
z męskimi hormonami. Za to mniej im grożą zaburzenia w odżywianiu się.
Ten cudowny plastik?
Lista hormonalnych zaburzaczy wciąż rośnie. Jedne są
powszechne i bardzo rozproszone w środowisku. Mogą kumulować się w organizmach
żywych i być transportowane na duże odległości. Są dość trwałe i można je
znaleźć w wielu rejonach świata, nawet w okolicach bieguna północnego. Inne są
łatwo i szybko degradowalne. Te są bezpieczniejsze.
Na czarnej liście podawanej przez Towarzystwo
Endokrynologiczne znajdują się m.in. związki powszechnie wykrywane u ludzi:
DDT, polichlorowane bifenyle (PCB), bisfenol A (BPA), polibromowane etery
difenylowe (PBDE's) oraz rozmaite ftalany.
Należą one do różnych klas związków chemicznych.
Wytwarza je głównie przemysł, także farmaceutyczny. Znajdują się w jedzeniu w
puszkach, kosmetykach, plastiku i opakowaniach żywności, kwitach drukowanych
przez bankomaty. Są w lekach i pestycydach. Można je znaleźć w twojej krwi i
moczu, a także w mleku matki i krwi pępowinowej płodu. Większość jest
syntetyczna, ale niektóre znajdują w naturalnych substancjach pochodzenia
roślinnego.
Według Towarzystwa Endokrynologicznego dowodów na
szkodliwość wymienionych substancji jest wystarczająco dużo. Zaburzają pracę
tarczycy, hormonów neuroendokrynnych i mających związek z układem krwionośnym.
Przyczyniają się do otyłości i chorób metabolicznych, wpływają na zarządzanie
glukozą i insuliną, osłabiają układ odpornościowy i rozrodczy. Zmniejszają
płodność, powodują nieprawidłowości w budowie narządów rozrodczych, kłopoty z
menstruacją, zespół policystycznych jajników, prowadzą do poronień, wywołują
przedwczesne dojrzewanie, zmiany w mózgu, problemy z zachowaniem. Wreszcie,
powodują różne rodzaje nowotworów.
Cytowany przez "The New York Times" Philip
Landrigan, profesor pediatrii w Mount Sinai School of Medicine, obwinia
zaburzacze o dwa razy częstsze niż dawniej spodziectwo u noworodków płci
męskiej. Spodziectwo to nieprawidłowe ulokowanie ujścia cewki moczowej na prąciu.
Zamiast na jego czubku może ona znajdować się np. na spodzie penisa.
Ostatnio duży niepokój wzbudziło długoterminowe
badanie wykazujące, że ciężarne kobiety, które mają w swoim ciele wyższe
stężenie kwasu perfluorooktanowego, trzy razy częściej rodzą córki, które w
przyszłości mają nadwagę. Kwas perfluorooktanowy był stosowany m.in. w
produktach z teflonu i goreteksu.
Na czyj koszt sprzątanie
Nie dosyć, że nękają nas opisane już sztuczne
zaburzacze, to jeszcze musimy walczyć ze związkami, które nie udają hormonów,
ale po prostu nimi są. Jeden z tych związków określany skrótem EE2 (17
alfa-etynyloestradiol) jest aktywnym składnikiem pigułek antykoncepcyjnych.
Szacuje się, że w tej chwili na świecie z
dobrodziejstwa hormonalnej antykoncepcji korzysta ponad 100 mln kobiet. Środki
te po spełnieniu swojej roli wydalane są wraz z moczem i ostatecznie trafiają
do rzek czy jezior. EE2 wraz z innym naturalnie występującym estrogenem wpływa
m.in. na cykle rozrodcze ryb. W wyniku nadmiaru żeńskich hormonów samce
niektórych gatunków zamiast tworzyć w jądrach plemniki produkują jajeczka.
Istnieją oczywiście metody usuwania estrogenów z
wody, ale bardzo kosztowne. Jeśli Parlament Europejski uchwali w tym roku nową
dyrektywę dotyczącą zasobów wodnych, to kraje europejskie mogą być zobowiązane
do zmniejszenia stężenia EE2 w wodzie do 2021 roku do wartości nie większej niż
0.035 części na bilion. Anglicy i Walijczycy szacują, że będą musieli wydać na
to aż 30 mld funtów.
Byłby to precedens otwierający furtkę do regulacji
innych leków obecnych w środowisku. Richard Owen i Susan Jobling w najnowszym
wydaniu tygodnika "Nature" zastanawiają się, kto poniesie ogromne
koszty takiego sprzątania. Rządy państw UE są przeciwne tej regulacji. Jeśli
jednak zostanie ona uchwalona, najprawdopodobniej zapłacimy wszyscy w postaci
wyższych opłat za wodę.
A może to firmy farmaceutyczne powinny dbać o to, by
tworzone przez nie leki nie zagrażały środowisku? - sugerują uczeni. Uważają,
że najpierw powinno się całą sprawę poddać publicznej dyskusji, a dopiero po
niej zmienić prawo.
Jak z tym żyć?
Wojna wydana otaczającej nas chemii wydaje się z
góry przegrana. Nie wrócimy przecież do czasów szarego mydła, nie porzucimy
dezodorantów i szamponów. Nie zrezygnujemy z nowoczesnych ubrań,
nieprzywierających patelni, nie chcemy medycyny rodem ze średniowiecza.
Chemia zwalczyła brud, choroby i wydłużyła nam
życie. Może jednak, mając świadomość, że nie ma nic za darmo, wsypiemy do
pralki mniej proszku, zrezygnujemy z trzeciego odświeżacza w domu, nie będziemy
tak często kupować zapakowanej w folię żywności.
Tylko tyle na razie możemy zrobić - przekonują
specjaliści od ochrony środowiska.
W jaki sposób te związki przenikają do naszych ciał?
Najczęściej zjadamy je z coraz bardziej przetworzoną
żywnością. Wdychamy z kurzem domowym, który - jak wskazują badania - odgrywa
coraz większą rolę w podtruwaniu nas. W jego drobinkach zawarte są
polibromowane etery difenylowe. Mają je w sobie, i to w sporych ilościach,
także zasłonki prysznicowe. Niezdrowe są biura, w których spędzamy coraz więcej
czasu. Bogactwo środków czystości i odświeżaczy plus źle działająca wentylacja
to prawdziwa bomba chemiczna. Nawet środki czystości i produkty do higieny
osobistej określane jako "wolne od chemii" nie są pozbawione
podejrzanych substancji. Badania opublikowane w tym roku w "Environmental
Health Perspectives" udowodniły, że na 43 badane środki
"naturalne" aż siedem - m.in. trzy preparaty przeciwsłoneczne -
zawierało wpływające na układ rozrodczy parabeny. W opisie ich składu na opakowaniu
nie było o tym mowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz