Rozpowszechniam kolejny artykuł, bo myślę, że inne Mamy zapracowane, bardziej zajęte umknąć mógł.
Ja trafiłam na niego przez czysty przypadek. I o tyle myślę mam lepiej, że nie pracuję a wychowuję synków w domu. Więc potrafię się zorganizować by sama gotowywać jedzonko. Znam, też przypadki Mam, które chodzą do pracy i oddają dziecko pod opiekę i też gotują Same. Da się?!
Dedykuję ten wpis również Pani Doktor, która Mnie namawiała bym sobie odpuściła gotowanie w domu a kupowała gotowe słoiczki.
Nie wiem, czy każdy rodzic wie, że ta wygoda z gotowymi słoiczkami sporo kosztuje, mus jabłkowy wychodzi ze przyrządzony jest z jabłek około 26zł za kilogram, jak to Bosacka pisze te jabłka chyba ze złota.
Kochane Mamuśki kolejny post napisze o przepisach na jedzonko dla Naszych pociech.
Gerber
– odwiedzamy fabrykę
opublikowane
przez: Dzieci są ważne, dnia: 21. 06. 2011kategorie: wywiady,
Zostałyśmy zaproszone przez Nestle Polska S.A. na
dwudniowy wyjazd do Rzeszowa, na którym miałyśmy możliwość poznania zarządu
firmy Gerber, zwiedzania fabryki, gdzie produkuje się żywność słoiczkową dla
dzieci, wejścia na linię produkcyjną, uczestniczenia w konferencji prasowej
zorganizowanej dla dziennikarzy.
Wyjazd zrobił na nas duże wrażenie, dlatego
postanowiłyśmy podzielić się naszymi spostrzeżeniami w formie rozmowy, jaką
przeprowadziłyśmy po przyjeździe.
Alicja Szwinta-Dyrda – redaktorka naczelna Dziecisawazne.pl
Joanna Mendecka – psycholożka i doradca żywieniowy:
Mamowanie.pl
Joanna: Jakie miałaś wrażenia, kiedy dostałaś
zaproszenie od Gerbera?
Alicja: Byłam w szoku, że mnie zaprosili.
Wiedziałam, że zaprosili mainstream’owe media parentingowe. Zastanawiałam się,
jaki może mieć cel Gerber w zapraszaniu redaktorki serwisu promującego żywność
naturalną?
Joanna: Ja też byłam w szoku. Myślałam, że będzie
tam masa ludzi, a w tym ja. Tymczasem była to ekskluzywna impreza zamknięta.
Alicja: Leciałyśmy czarterowanym samolotem, spałyśmy
w luksusowym hotelu, było dobre wino… Po co to wszystko?
Joanna: Ogromna kasa wydana przez firmę niedługo po
kryzysie (sprawa MOM), w celu ugłaskania mediów i skłonienia ich do napisania
pochlebnych artykułów.
Alicja: Podawałaś kiedyś swojej Zuzi słoiczki?
Zdawałaś sobie sprawę z tego, jak przebiega proces produkcji takiego słoiczka?
Ja się właściwie nad tym nigdy nie zastanawiałam, tylko myślałam o tym, czy to
są produkty bez dodatków chemicznych, jaką mają wartość odżywczą, jak są
skomponowane…
Joanna: Tak, dawałam czasem słoiczki z atestami
ekologiczneymi BIO. Wcześniej kontaktowałam się z producentem, czy na pewno niczego
chemicznego w nich nie ma.
Alicja: Decyzja w sumie jest trudna: podać dziecku
słoiczek, który wiemy że zawiera produkty z minimalną ilością pestycydów i
innych zanieczyszczeń, czy np. świeżą marchewkę z targu, która zapewne jest
nawożona chemikaliami?
Joanna: Zawsze mówię, że najlepiej dać ekologiczną,
świeżą i raczej nie zaczynać od marchewki. Ale wiadomo, że ekologiczne są
droższe. Niestety, droższe, ale i zdrowsze. Najtańsze są kaszki błyskawiczne…:)
Świeże jedzenie od słoikowego różni się tym, że zawiera więcej składników
odżywczych – głównie witamin, ponieważ nie przechodzi długiego procesu
przetwarzania, jaki przechodzą owoce i warzywa słoikowe. Proces wzrostu rośliny
jest taki sam, chodzi o to, co dzieje się z tą , powiedzmy marchewką po zerwaniu.
Zwykle trafia ona w ciągu kilku dni na bazar, do domu, do garnka i do buzi
dziecka, a ta słoikowa jest mrożona, skupiana przez fabrykę, rozmrażana,
pasteryzowana, ładowana do worków, czasem powtórnie mrożona, po kilku –
kilkunastu miesiącach znów pasteryzowana oraz mieszana według receptury,
ładowana do słoików, do magazynu i do sklepów. Taki produkt jest czymś całkiem
innym niż ta świeża z bazarku. I co z tego, że na słoiku jest wypisana lista
składników odżywczych, skoro ich bioprzyswajalność jest nieporównywalnie
mniejsza niż ze świeżych produktów. Nie wystarczy włożyć do buzi odpowiedniej
ilości składników, one muszą się jeszcze strawić i przyswoić!
Alicja: Gerber podobno ma produkty najwyższej
jakości, wszystko przebadane, sprawdzone, bezpieczne. W spotach reklamowych
mówią o zaufaniu jakie mają do ich marki rodzice. Pamiętasz ostatnie wydarzenia
związane z tym, że dodawali do słoiczków MOM, czyli mięso oddzielone
mechanicznie i to tylko po to, żeby uzyskać gładką postać mięsa. Czy
jakikolwiek MOM może być “najwyższej jakości”? Ten problem dotyczy kwestii
standardów, kompromisów, priorytetów jakie stawia sobie producent…
Joanna: Absolutnie żadne MOM nie jest wysokiej
jakości i nie ważne, jaka jego ilość i w ilu słoikach jest dodana. To jest po
prostu marketing. Producenci mówią: „Mamy same najwyższej jakości, śweże produkty”, a w gruncie rzeczy te produkty są
wielokrotnie przetwarzane (mrożenie, pasteryzacja, przechowywanie, itd), więc
świeże to one były w momencie skupu (chyba, że zostały kupione mrożone). I jak
można mówić o wysokiej jakości, przy tak masowej produkcji i użyciu mięsa MOM?
Gerber chwali się świetnie zbilansowanymi
proporcjami – pod względem zawartości mikroelementów, ale nikt nie myśli o tym,
czy te świetne mikroelementy w ogóle się przyswoją. Podają dokładne zawartości
witamin, ale czy zawsze są to witaminy naturalne – nie. Sztuczne witaminy są
często rozpoznawane przez organizm jako ciało bliżej niezidentyfikowane. Poza
tym, sztuczne to taka podróbka witamin naturalnych – to te naturalne dzięki
swemu unikalnemu składowi i budowie są w pełni przyswajalne. Wielu lekarzy
mówi, że witaminy z aptek wydalamy w całości i nie ma sensu ich w ogóle
kupować. Nasz organizm najlepiej żywi się produktem, który jest jak najmniej
przetworzony – chodzi o to, aby w danej ilości (którą jesteśmy w stanie zjeść)
były zawarte naturalne, dobrze przyswajalne mikroelementy.
Alicja: Jeżeli chodzi o witaminy, to dodawana jest
syntetycznie witamina C. Rozmawiałam o tym z tamtejszym ekspertem. Podobno nie
da się tego robić inaczej.
Joanna: W produktach pasteryzowanych wit. C jako
jedna z najmniej trwałych faktycznie zanika. Trzeba by do każdego słoika dodać
świeży sok, np. z porzeczki, aby miał zawartość naturalnej witaminy C, a to by
bardzo podwyższyło koszt produkcji.
Alicja: Odwiedziłyśmy laboratorium, faktycznie
imponujące są te wszystkie metody badania produktów Gerbera. Czyli mogą to być
najlepsze produkty, które są bezwartościowe dla dzieci?
Joanna: One nie są najzdrowsze, one są po prostu
najczystsze mikrobiologicznie, czyli nie zawierają mikroorganizmów. Są
sprawdzane pod kątem zawartości metali ciężkich oraz zanieczyszczeń, czyli
spełniają normy unijne dla dzieci. Różnią się od warzyw i owoców z atestem BIO
tym, że te drugie nie zawierają żadnych pestycydów ani metali ciężkich. Trzeba
podkreślić, że słoiczki je zawierają, ale w aktualnie obowiązujących i
przyjętych normach! Oprócz tego, zasadniczym problemem jest ich przyswajalność.
Alicja: Zauważyłaś, że w słoikach nie ma żadnych
produktów pełnoziarnistych? To prawda, co mówią producenci, że „białe” jest łatwiej
strawne dla małych dzieci?
Joanna: Łatwiej tak, ponieważ jest już obrobione –
tzn. węglowodany proste szybciej się trawią niż złożone, co nie znaczy, że jest
to lepsze dla dziecka. Na żywienie trzeba spojrzeć całościowo – dzieciom
powinniśmy podawać posiłki lekko strawne, ale wartościowe, odżywcze. Czyli
kasze pełnoziarniste, ale dobrze przepłukane i przegotowane. Kasze
pełnoziarniste są droższe, trudniej je przechowywać długi okres czasu, a słoiki
mają datę spożycia 2 lata.
Alicja: Specjaliści Gerbera przedstawili plan
żywieniowy niemowląt, według którego wprowadzanie nabiału powinno nastąpić w
11-12 miesiącu życia dziecka. Tymczasem w deserku od 6-mca jest twarożek.
Argumentem było tutaj to, że producenci konsultowali się z Instytutem Matki i
Dziecka, który na to zezwolił. Rozumiesz tą logikę?
Joanna: To jest logika marketingu, to jest sprzeczne
z ogólnymi zaleceniami pediatrów. Z jednej strony Gerber mówi: „My dbamy o
dzieci, przygotowujemy wszystkie dania zgodnie z normami”, a z drugiej strony
robi dania, które nie są zawsze zgodne z zaleceniami. Tłumaczą: „Każda matka ma
rozum i powinna sama sprawdzać”. Tylko która matka sprawdza, czy jeśli na
słoiku jest napisane od 6-mca, to czy jest to zgodne z tabelami żywieniowymi?
Alicja: A co myślisz o rybach w słoikach? Podobno są
to ryby bezpieczne, bezrtęciowe łososie. Ale to nie są dzikie łososie, tylko
łososie hodowlane oceaniczne, które pochodzą z połowów przemysłowych: to są
gigantyczne połowy nastawione na ilość nie jakość, są długo przechowywane,
mrożone, transportowane. Ryby są w słoiczkach od 9-mca życia!
Joanna: Ryby są generalnie wycofywane z diety
dziecka, ponieważ zawierają metale ciężkie – ze względu na duże
zanieczyszczenie mórz. Proces połowu, przechowywania, transportu i obróbki jest
długi i zgubny dla żywności. To nie jest tak, że ryby w słoiczkach nie mają
rtęci, one mają rtęć w normie! Mimo zapewnień producentów, że stosują wszystkie
zalecenia, okazuje się, że jednak nie wszystkie: nabiał i ryby są w słoikach za
wcześnie. Zgadza się, że “Matki same mogą wybierać, jeśli nie chcą, nie muszą
kupować”, jednak koncern stara się przekonać, że jedzenie słoiczkowe jest
najlepsze dla dziecka.
Alicja: Może minąć 3 lata (biorąc pod uwagę datę
przydatności do spożycia) od zebrania warzywa czy owocu do zjedzenia słoiczka
przez dziecko. Czym taki słoiczek różni się od moich przetworów, które robię
latem, żeby zjeść w zimie?
Joanna: Różni się od własnych przetworów tym, że
tamto jedzenie było kilkakrotnie mrożone, przetwarzane w fabryce, leżało w
magazynach, w workach i beczkach, stało w magazynie sklepowym nie wiadomo w
jakiej temperaturze. W przypadku swoich przetworów masz pewność, co jest w słoikach,
a w kupowanych nie.
Każdy technolog żywienia potwierdzi fakt, że im
więcej zabiegów przechodzi produkt spożywczy, tym więcej właściwości oraz
składników traci. To jest proces produkcji na wielką skalę.
Alicja: Wiele warzyw i owóców do produkcji jedzenia
słoiczkowego jest kupowanych mrożnonych, albo jest mrożona w procesie
produkcji. Przyjęło się, że mrożenie jest nieiwazyjne dla żywności. Jak to jest
z punktu widzenia diety naturalnej?
Joanna: Oczywiście, że jest inwazyjne. Każdy zabieg
termiczny jest. Każde mrożenie zabiera część składników odżywczych. Najmniej
zielonym liściastym warzywom, ale jednak. Można mrozić, ale sporadycznie –
chodzi o to, aby nasze pożywienie w większości było świeże. Dużą część
produktów Gerber kupuje właśnie w tej postaci, to jest kwestia długiej
przydatności do spożycia i łatwego transportu. Energetycznie rzecz biorąc – produkt
mrożony nie ma wartości.
Alicja: Tylko 18% produktów używanych do produkcji
słoiczków pochodzi z Polski! Reszta jest importowana. Importuje się nawet
marchewkę i jabłka! To bardzo mało, biorąc pod uwagę możliwości polskiego
rolnictwa.
Joanna: To kolejny fakt przemilczany przez koncerny.
A wiadomo,transport wymaga pewnych zabezpieczeń, użycia szczególnych środków,
aby zminimalizować straty…
Alicja: Wstrząsnęło mną stwierdzenie, że “Matki nie
są w stanie prawidłowo karmić swoich dzieci” bo nie znają norm, nie potrafią
dobrać odpowiednich proporcji, nie wiedzą ile jest potasu, cynku, żelaza w
konkretnym produkcie… Stanowi to prosty przekaz: tylko słoiczki zapewnią
twojemu dziecku zdrową i zbilansowaną dietę.
Joanna: W zdrowym żywieniu naprawdę nie chodzi
wyłącznie o proporcje! Chodzi o wchłanialność pożywienia, o przygotowywanie
świeżych posiłków, o wspólne jedzenie. To jest cała masa procesów, które
wpływają na jakość życia. Ba, które kształtują nawyki żywieniowe naszych
dzieci.
Z jednej strony Gerber z wielką siłą prowadzi
kampanię i przekonuje, jak bardzo kocha i uszczęśliwia dzieci (wszędzie
uśmiechnięte buźki, „W trosce o najmłodszych”, dba o normy i standardy
produkcyjne, a z drugiej strony w podtekście jest nieuczciwy przekaz
podkopujący wiarę matek w same siebie. To znaczy głośno mówią: “My z troski o
dobrostan dzieci oferujemy super produkty”. A w podtekście jest silny przekaz:
“Matka nie jest w stanie dobrze żywić swego dziecka, bo nie wie, jak komponować
posiłek pod katem zawartości witamin”. To jest wyłącznie prawo rynku.
Alicja: Mam wrażenie, że teraz standard opieki nad
dzieckiem kreują koncerny i media: mleka modyfikowane, kaszki w proszku,
słoiczki, wszystkochłonne pieluchy. Nie dowiadujemy się tego od mam, babć,
tylko z reklam… Rozszerzania diety
dziecka uczymy się z etykiet na słoiczkach. Mamy często nie wiedzą, że kaszkę
można zrobić samodzielnie.
Joanna: Faktem jest, że ludzie lubią ułatwienia – to
leży w naszej naturze. Najgorzej, że pokolenie babć to wspiera mówiąc: “Za
naszych czasów nie było tych cudów”. Wychowanie i dbanie o zdrowie wymaga
wysiłku oraz uwagi, nie ma w tym ułatwień. Grupa rodziców to świetny zarobek,
więc firmy robią co mogą, aby sprzedać swoje produkty.
Alicja: Polityka Gerbera nie jest taka, że dobrze
jest podać słoiczek od czasu do czasu, jak się nie ma czasu na gotowanie. Ich
marketing promuje żywienie dziecka wyłącznie słoiczkami do 2 roku życia, bo
inne jedzenie jest dla dziecka niezdrowe. Czyli potencjalnie 2-latek powinien
nie znać takiego owocu jak jabłko!
Joanna: Tak, ale na zdjęciach reklamowych jest użyty
wizerunek dziecka gryzącego jabłko.
Alicja: Krzywa sprzedaży słoiczków spada
proporcjonalnie do wieku dziecka. Dlatego Gerber wprowadził posiłki dla dzieci
powyżej roku.
Joanna: No tak, bo im młodsze dziecko, tym większy o
nie niepokój. Marketing i przekonywanie, że dziecko około drugiego roku życia
powinno jeść słoiki, jest co najmniej dziwne.
Tyle się mówi o otyłości wśród dzieci, o tym , jak
często u jej podstaw leży czynnik behawioralny. Sam Gerber zatrudnia dietetyka,
który opowiada o tym procesie mówiąc, że dobrą profilaktyką jest uczenie
dziecka jedzenia produktów stałych (gotowane warzywo do rączki), a jednocześnie
namawiają matki do podawania dzieciom słoika! Z jednej strony mówią: “Wspieramy
wszystkie kampanie na rzecz zdrowia dzieci, walczymy z otyłoscią”. A prawda
jest taka, ze się do niej pośrednio przyczyniają. Bo promują żywienie dziecka
słoiczkami, zamiast podawania normalnego jedzenia w kawałkach, zamiast swieżych
produktów, dają przetworzony mus z kawałkami owoców!
Zadaniem rodziców jest robić co w naszej mocy, aby
podawać dziecku jak najmniej zanieczyszczony oraz jak najmniej przetworzony
produkt, ponieważ pojawia się coraz więcej mutacji genetycznych, problemów z
alergiami, niepłodnością, które nie biorą się z kosmosu, ale są wynikiem naszego
uprzemysłowionego życia.
Alicja: Jaki realny wpływ może mieć żywienie dziecka
wyłącznie jedzeniem słoiczkowym?
Joanna: Myślę, że żywienie słoikowe płynnie
przechodzi w żywienie fast foodami – to też łatwe i przyjemne – kupisz na
mieście, nie musisz gotować, ani zmywać – luksus. Ale luksus na krótkich
nogach, ponieważ wcześniej czy później odbije się to na zdrowiu.
Skutki zdrowotne są długofalowe – złe nawyki
żywieniowe, kłopoty z jedzeniem, ze zgryzem, z trawieniem, choroby – cukrzyca,
otyłość, podwyższony cholesterol… Z trawieniem, bo jeśli dziecko nie uczy się
gryźć, szybko łyka, omija pierwszy etap trawienia w buzi (mało miesza pokarm w
ustach ze śliną) i dostaje jedynie wysoce przetworzony produkt, to jego układ
pokarmowy nie ma możliwości zrównoważonego rozwoju, uaktywnienia wszystkich
enzymów trawiennych. Nawet jeśli w słoiczkach są kawałki jedzenia – kawałek
jedzenia mocno przetworzonego w słoiku, to nie to samo, co kawałki świeżych
warzyw i makaron. Tak naprawdę doniesienie naukowe na ten temat pojawią się za
kilkadziesiąt lat, kiedy pokolenie słoikowe będzie dorosłe. Podkreślam, że
tutaj mówimy o pewnej skrajności, czyli zagrożeniach płynących z regularnego
żywienia słoikami.
Alicja: Co myślałaś widząc fabrykę, linię
produkcyjną? Tyle nowoczesnych, wielkich, głośnych maszyn. Nie mogłam pozbyć
się obrazu małego dziecko, które jest częścią tej strechnicyzowanej
rzeczywistości. Pojawia się na świecie i my, żeby podać mu pokarm musimy
posługiwać się kilometrami taśmy produkcyjnej, laboratorium, wielkim i drogim
sprzętem, zamiast traktować pokarm naturalnie.
Joanna: Byłam autentycznie wstrząśnięta. Ja wiem, że
każda fabryka żywności tak wygląda, ale mnie przeraża masowa produkcja
żywności, trochę jak w Matrixie – mnóstwo technologii, kilometry taśmy
produkcyjnej, wielokrotne przetwarzanie, długie przechowywanie, te pojemniki na
żywność… – co z tego, że z atestami?
Alicja: Za kilka miesięcy twoja Zosia będzie już
jadła coś więcej niż mleko mamy. Co jej podasz? Będziesz dawała od czasu do
czasu słoiczek?
Joanna: Rozszerzanie diety zacznę od dobrze
przegotowanych kasz (pewnie jaglana) – w postaci kleiku, potem dodam do niej
warzywo (cukinia lub dynia), potem zmielone siemię lniane. Będę wyławiać
warzywo z zupki dla całej rodziny lub będę odkładać Zosi z tych gotowanych dla
wszystkich na parze. Nie zamierzam podawać jej słoików w ogóle. Mając drugie,
starsze dziecko i tak muszę gotować oraz pilnować zdrowych posiłków.
Natomiast kiedy miałam jedno małe dziecko zdarzało
się, że podawałam jej kleik ryżowy/kukurydziany, poping z amarantusa oraz
słoiczek z atestami BIO, np. na dłuższych wyjazdach, gdzie miałam tylko
czajnik.
Jeżeli chodzi o to, że matka nie jest w stanie
zdrowo wyżywić swego dziecka, to jak my byliśmy żywieni? Słoiki są powszechnie
dostępne dopiero od kilkunastu lat. Bioprzyswajalność mikroelementów ze słoików
jest mniejsza niż ze świeżych pokarmów. Poza tym, jak już mówiłam, zdrowe
żywienie to nie tylko określona ilość składników odżywczych w pokarmie. Każda
mama jest w stanie zdrowo i naturalnie karmić swoje dziecko, bez udziału fabryk
i laboratoriów.